W kiepskim świecie kiepskie sprawy

Odnoszę dziwne wrażenie, że żyję w jakimś niedorobionym sitcomie. Co prawda nie słyszę na każdym kroku śmiechu z puszki, ale mam ku temu inne przesłanki.
Jedna z zasad jest taka - bohaterowie tkwią w status quo. A niech no jeden z drugim spróbuje coś w swoim życiu zmienić, niech nie liczy na wiele, bo miłościwie panująca nam narracja zawsze sprowadzi ich do punktu wyjściowego. Z tego powodu Ferdek Kiepski nigdy nie znalazł pracy ani nie rozwinął prężnie działającego biznesu a Al Bundy nie zaznał szczęścia u boku żony. Co prawda nie siedzę wbita w fotel i odziana w żonobijkę, ale temat jest mi bliski. Ogólnie znana jestem z bycia wiecznie poszukującą pracy lub na stażu, ewentualnie cisnąca frilans w domowych pieleszach. W pewnym momencie poczułam, że to mój running gag, bo wiecie, ktoś mnie pyta “co z pracą?” a ja co kilka miesięcy podaję inną odpowiedź. Trochę mam tego dość (no ok, bardzo) a trochę mnie to śmieszy. Śmieszy trochę mniej, kiedy okazuje się, że zasoby na koncie się wyczerpują, a pracy na horyzoncie nie widać. Idź na studia artystyczne mówili. Będzie fajnie, mówili.
I czasem tylko myślę, że fajnie byłoby, gdyby jednak ktoś przepisał moją rolę i obsadził mnie w czymś znacznie ciekawszym.

Niestety, zabrakło funduszy na dobrego scenarzystę więc wszystko piszę ja.  

Komentarze

Popularne posty